piątek, 1 lipca 2016

Grzesznych należy upominać

Kolejny bój o In Vitro – czyli po raz setny wracam do tematu, który strasznie mnie już męczy. Najgorsze jest to, że w tej sprawie powiedziane zostało już wszystko. Jednak wielu nie może sobie odmówić przyjemności „dowalania” Kościołowi, szczególnie, gdy nadarzy się do tego okazja.
Okazja się nadarzyła. Obradująca na początku tego tygodnia Rada do spraw Rodziny Konferencji Episkopatu Polski w oświadczeniu jasno i wyraźnie napisała:

„Należy pamiętać, że ci którzy je zabijają [poczęte życie] i ci, którzy czynnie uczestniczą w zabijaniu, bądź ustanawiają prawa przeciwko życiu poczętemu, a takim jest życie dziecka w stanie embrionalnym, w ogromnym procencie niszczone w procedurze in vitro, stają w jawnej sprzeczności z nauczaniem Kościoła Katolickiego i nie mogą przystępować do Komunii świętej, dopóki nie zmienią swojej postawy”
Nie sądzę, by Rada długo myślała nad redakcją powyższego fragmentu oświadczenia. Przecież nie od dziś wiadomo, że stanowisko Kościoła Katolickiego w kwestii In Vitro jest jednoznaczne. Katolik chcący żyć zgodnie z nauczaniem swojego kościoła powinien to przyjąć i zaakceptować. W przeciwnym razie naraża się na trwanie w grzechu ciężkim. Wówczas nie można przyjąć Najświętszego Sakramentu.
Wydawałoby się, że sprawa jest oczywista. Jednak nie dla wszystkich. Dla przykładu katolicka publicystka (?) Halina Bortnowska w wypowiedzi dla „Gazety Wyborczej” mówi:
„Zasmuca mnie to oświadczenie. Zamiast dialogu duszpasterskiego, refleksji nad tym, co win vitro jest moralnie złe, a co jest dobre, mamy te kategoryczne słowa. Ponieważ są skierowane także do polityków, mam poczucie, że to jest znów rodzaj lobbingu”
Czy pani Bortnowska spodziewała się innego oświadczenia? Jednym z podstawowych zdań Kościoła jest jasne wskazywanie tego co złe i tego co dobre. Kościół nie może szukać kompromisu między złem i dobrem. Coś takiego nie istnieje. Słowa członków Rady zostały skierowane do polityków i w tej części połowicznie się z Panią zgodzę. Tak, jest to rodzaj lobbingu. Jednak jest to lobbing sumienia. Każdy z nas, nie tylko duchowni, jest zobowiązany do jego stosowania. Odsyłam do miłosiernych uczynków względem duszy, szczególnie do tego, który wymieniony został na pierwszym miejscu: „Grzesznych upominać”.
Cytat pochodzi z artykułu „Biskupi grożą: albo in vitro, albo komunia”. Autorka zbudowała swój test na śmiałych tezach pani Haliny, która w swych komentarzach idzie jeszcze dalej:
„Sądzę, że nie można kogoś odsuwać od sakramentu za poglądy w sprawie, która nie ma charakteru dogmatycznego. Nauczanie rady biskupów o in vitro dogmatem przecież nie jest. Nie chodzi tu o kwestionowanie zasad moralności, lecz ich aplikację do nowego zjawiska. Czy ktoś, kto popiera in vitro, tym samym chce likwidacji życia zarodków? Raczej wręcz przeciwnie: chce, żeby dzieci mogły przyjść na świat. W in vitro nie musi dochodzić do likwidacji zarodków, ludzie je cenią, mają do nich często bardzo emocjonalny stosunek”
To, droga Pani Halino, zakrawa o namawianie do sprzeciwiania się nauce kościoła! Jest to dla mnie zachowanie niegodziwie. Dlatego wzywam Panią do opamiętania! Dla wielu osób jest pani (jak widać – niestety) autorytetem w sprawach wiary. Jednak z tymi poglądami powinna pani solidnie zastanowić się nad tym, czy Pani jeszcze mieści się we wspólnocie Kościoła katolickiego.
Tym cytatem wprowadza pani ludzi w błąd. Sugerowanie, że zakaz przystępowania do Komunii jest „nauczaniem rady biskupów” jest krzywdzące i niesprawiedliwe. To nie nauczanie TEJ polskiej rady biskupów – to nauczanie Kościoła, nauczanie papieża, to wcielanie w życie elementarnych zasad płynących z ewangelii. Myli się pani twierdząc, że nauka „o in vitro dogmatem przecież nie jest”.
Proszę przypomnieć sobie dekalog. Szczególnie fundamentalne, piąte przykazanie. Brzmi ono w wersji katechetycznej: „Nie zabijaj”. Otwieranie w ludzkich sumieniach „furtki” w postaci stwierdzenie, że podczas zabiegu nie musi dochodzić do likwidacji zarodków jest złudne. Spycha sedno sprawy na ścieżki technologii, tego co można by nazwać „laboratoryjną fabryką dzieci”. Zapomina Pani jednak o tym, że każdy z nas ma prawo do naturalnego poczęcia.
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że „Gazeta Wyborcza” do sprawy In Vitro podchodzi politycznie. Widać to doskonale w komentarzu Katarzyny Wiśniewskiej, która oświadczenie Rady do spraw Rodziny w sposób obrzydliwy spycha na tory wyżłobione kampanią wyborczą. Wiśniewska pisze tak:
„Rada podchwyciła ton nadany przez "Nasz Dziennik", który takie "świętokradztwo" - przyjmowanie komunii mimo popierania sztucznego zapłodnienia - zarzucił niedawno marszałkowi Sejmu Bronisławowi Komorowskiemu. Zrobiła to w środku kampanii wyborczej. Prawicowi kandydaci na prezydenta i ich zwolennicy na pewno są biskupom wdzięczni.”
Wydaje mi się, że kampania wyborcza (szczególnie sondaże) nie dają pewnym osobom spać. Stąd to paranoiczne doszukiwanie się wrogów WSZĘDZIE – nawet w Episkopacie, który po to zwołuje rady, by dokopać Komorowskiemu i wywindować Kaczyńskiego. Pewnie dlatego w artykule pojawił się ten wtręt, który ze stanowiskiem Kościoła nie ma przecież nic wspólnego:
„Na spotkaniu Rady był -choć do niej nie należy - bp kielecki Kazimierz Ryczan. Niedawno w Radiu Kielce przyznał, że jest zwolennikiem PiS, a w święto 3 Maja z ambony mówił o "polskojęzycznych środkach masowego przekazu", "siłach rozłamu", "prasowych hienach" i "prawdziwej pamięci narodowej", której IPN już nie będzie bronił po nowelizacji ustawy o Instytucie.”
Ten wtręt nic wspólnego z oświadczeniem nie ma, ale do tezy pasuje... No to księdza biskupa redaktor Wiśniewska przyłapała! Pewnie biskup knuł na tej Radzie i solidnie angażował się w kampanię Kaczyńskiego. Pójdźmy dalej! Pewnie zmusił członków Rady, by to oświadczenie wydali! Pani Katarzyno! Niech pani wyjedzie na długi urlop. Najlepiej za granicę. Widać, że emocje związane z kampanią wyborczą Pani nie służą!
Na koniec mam też prośbę do wszystkich, którzy chcą uchodzić za "postępowych katolików", by nie mieszali w głowach pozostałym, uczciwym ludziom, którzy chcą swoje życie przeżyć zgodnie z nauką kościoła. A tym, którzy narażeni są na religijne artykuły "Wyborczej" zalecam wysoką ostrożność.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz